Recenzja filmu

Pod elektrycznymi chmurami (2015)
Aleksey German Jr.
Louis Franck
Merab Ninidze

Czarne chmury

Film "Pod elektrycznymi chmurami" opowiada o stanie rosyjskiej duszy, a jednocześnie jest w nią głęboko zapatrzony. To rodzaj popularnego w kinematografii naszych sąsiadów nostalgicznego snuja –
Jeden z moich ulubionych facebookowych "śmietników" – "Dangerous Minds" – donosił niedawno o rosyjskiej artystce, która namalowała portret Władimira Putina za pomocą własnej piersi. Te ekscentryzmy z kraju, gdzie modernizacja przybiera często bardzo wybujałe, prowokacyjne kształty, już nas tu, za miedzą, nie dziwią. Ale w samej Rosji – czego poniekąd nowe dzieło Aleksieja Germana Jr. jest symptomem – sztukę nowoczesną, galopujący konsumpcjonizm i polityczny sprzeciw spaja wspólny mianownik: piętno "moralnej zgnilizny". 


Film "Pod elektrycznymi chmurami" opowiada o stanie rosyjskiej duszy, a jednocześnie jest w nią głęboko zapatrzony. To rodzaj popularnego w kinematografii naszych sąsiadów nostalgicznego snuja – awangardowego w formie, konserwatywnego w przesłaniu, czerpiącego na równi z dziedzictwa radzieckich klasyków – Eisensteina i Tarkowskiego – i surrealizmu Roya Anderssona. Reżyser postawił przed sobą bardzo ambitne zadanie – za pomocą filmowych środków odnaleźć (czy może raczej – wykreować) obraz właściwy Rosji współczesnej, zawieszonej między przeszłością, przyszłością a teraźniejszością, spoglądającej z rozrzewnieniem na dawną wielkość, a przy tym łaknącej nowoczesności. Ta nowoczesność, podobnie jak w Polsce lat 90., przybiera tutaj formę ostentacyjnej konsumpcji i kopiowania zachodnich wzorców, które German bezlitośnie piętnuje jako postawę "karłów". Mam jednak wrażenie, że stawiana ze śmiertelną powagą diagnoza o indolencji Rosji uśmierca przy okazji jakikolwiek dystans do paradoksów modernizacji – do jednego wora z dziką prywatyzacją i chaosem przestrzennym mogą bez trudu trafić zjawiska zupełnie nieszkodliwe, jak choćby twarz Putina nakreślona (sztucznym?) biustem. To z kolei rodzi pytanie, czy German nie kieruje się taką samą megalomanią i resentymentem, co krytykowani przez niego "nowi Ruscy".

Jeśli jednak treść grzęźnie na mieliznach narodowej nostalgii, to forma odzyskuje film dla przyjemności widza. Pomysł "Pod elektrycznymi chmurami" narodził się podobno jako założenie czysto plastyczne, z potrzeby opowiadania za pomocą środków wizualnych, zgodnie z zasadą "impresja ważniejsza od realizmu". I rzeczywiście, każda scena zyskuje tutaj, dzięki niezwykłym rozwiązaniom scenograficznym, własną wartość estetyczną. Wyobrażona Rosja A.D. 2017, do której German nas przenosi, to przestrzeń jednocześnie niedokończona i na granicy destrukcji. Postaci snują się między słupami nigdy niewybudowanych estakad, przemierzają szklane centra handlowe, ścierniska rozkopane przez buldożery, dziwne konstrukcje sklecone z ruin sowieckich pomników. Przyszłość – rozumiana jako skok cywilizacyjny – nigdy się tutaj nie wydarzyła, a przeszłość pozostaje płynna – historię nieustannie pisze się na nowo, a jej symbole wyrzuca na śmietnik albo komercjalizuje. W tej ponurej rzeczywistości German umieszcza akcję siedmiu nowel luźno połączonych motywami migracji, powrotu i wspominania. Już pierwsza część jest dla całości mocno emblematyczna. Imigrant z Kirgistanu przekracza granicę i niemal od razu, w apokaliptycznej scenografii nadmorskiego kurortu, staje się świadkiem upadku cywilizacyjnego – ruiny wokół budzą w nim strach – i moralnego – na plaży obserwuje brutalne morderstwo kobiety. To kraina Mordoru, chaos zszyty z tkanki carskiej, sowieckiej, postsowieckiej, jelcynowskiej, putinowskiej i bóg wie jakiej jeszcze.   


Kolejne epizody tylko potwierdzają tę pesymistyczną diagnozę – język popkultury miesza się z językiem sztuki nowoczesnej, wynoszeni na piedestał nuworysze tracą swoje majątki, globalizacja i postmodernizm funkcjonują jako obelgi na równi z Coca-Colą i cyberpunkiem. Pod tą ropiejącą naroślą ginie rosyjska sztuka, nauka, historia – jak mówi jeden z bohaterów filmu, "był cały świat, a teraz nie ma nic". Jakby German przez ciągłe powtarzanie podobnych myśli i wątków pielęgnował tę frustrację, żal za utraconą potęgą i samowystarczalnością, rezygnując z prób jej przepracowania. Kiedy wreszcie decyduje się na dystans i ironię, jego głos brzmi słabo, trąci banałem, jak w historii o akademiku, który gardzi współczesną kulturą, a jednocześnie ciuła pieniądze na komputer z ekranem 3D. Całkiem możliwe, że German krytykuje obie postawy – podszytą kompleksami antynowoczesność i megalomanię z jednej, a nadmierną wiarę w postęp z drugiej strony – obarczając je winą za polityczny i kulturowy impas, w którym Rosja tkwi od ponad dwóch dekad. Bardziej prawdopodobne wydaje mi się jednak, że reżyser tęskni za Rosją "prawdziwą" – tą zamkniętą w muzeach i powieściach Dostojewskiego  – a jego film – jak pisał Tadeusz Sobolewski w relacji z Berlinale, gdzie "Pod elektrycznymi chmurami" otrzymało Srebrnego Niedźwiedzia za zdjęcia – to rodzaj chocholego tańca, tyleż efektownego, co pozbawionego realnej mocy. Przestrzeń niedopowiedzeń German łatwo wypełnia nostalgią i lękiem, bo po prostu nie widzi żadnej alternatywy. Takie rosyjskie "czarne chmury" znamy niestety aż nazbyt dobrze.    
1 10
Moja ocena:
5
Publicysta, eseista, krytyk filmowy. Stały współpracownik Filmwebu, o kinie, sztuce i społeczeństwie pisze dla "Dwutygodnika", "Czasu Kultury", "Krytyki Politycznej", "Szumu" i innych. Z wykształcenia... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones